Skip to main content

Wygrana Orląt z faworytem rozgrywek!
Sorento Zadębie Skierniewice

1:2

Orlęta Cielądz

Mecz z Sorrento był sprawdzianem generalnym naszej drużyny. Teraz naprawdę mogliśmy udowodnić że to nie przypadek, że zajmujemy pozycję lidera. Może w pierwszych trzech kolejkach mieliśmy słabych przeciwników i tak nam się udało. 

Orlęta w spotkaniu z Sorento Zadębie Skierniewice wystąpiły w następującym składzie: Bramkarz: Tomasz Pietrzak; Obrona: Krzysztof Sarkowicz, Michał Kaźmierczak, Konrad Cieślak, Sławomir Jakóbowski (35' Tomasz Dziuba); Pomoc: Marcin Ciesielski, Cezary Sypka (61' Michał Ostalski), Karol Gwiazdowicz, Damian Białek (76' Piotr Wosiek) Napastnicy: Łukasz Sarkowicz, Mariusz Kaźmierczak (75' Sławomir Misztal) Trener: Tomasz Siemieniec

Może tak, ale o Sorrento nie można tego powiedzieć, dziś udowodniliśmy, że w tym roku to nas muszą się bać inne drużyny. Cały mecz był wyrównany, jednak szczęście sprzyja lepszym. Od początku obie drużyny mocno zaatakowały, jeżeli ktoś liczył na grad goli to się przeliczył. Bardzo dobrze spisywali się boczni obrońcy. Zarówno Cezary Sypka jak i Krzysztof Sarkowicz podjęli równorzędną walkę. Niestety już 35' boisko musiał opuścić Sławomir Jakóbowski, powodem było złamanie nosa. To nie pierwsza taka poważna kontuzja w meczu z Sorento, czyżby jakieś fatum? Żadna z drużyn nie potrafiła strzelić bramki, dlatego do przerwy wynik bezbramkowy.

W drugiej połowie obie drużyny nie zwalniały tempa, ale na efekty trzeba było czekać do 66', kiedy to wynik otworzyli gospodarze. Nic tak nie denerwuje zawodników jak utrata bramki, ta podziałała na Orlęta jak płachta na byka. Przycisnęliśmy, ale bezskutecznie, aż do momentu kiedyTomasz Dziuba wywalczył trochę przypadkowy rzut rożny. Wykonał go Mariusz Kaźmierczak, piłka poszybowała idealnie na głowę Michała Kaźmierczaka, a ten nie pilnowany wpakował ją do siatki z pięciu metrów. Orlęta rzuciły się do zabójczego ataku, jednak kontry gospodarzy były bardzo niebezpieczne, a naszych zawodników nie omijały kontuzje.

Trener Tomasz Siemieniec musiał dokonać aż 4 zmian, w tym 3 za kontuzjowanych zawodników. Kiedy mecz powoli dobiegał końca, nasz stoper ponownie wykazując się zmysłem strzeleckim, powalił bramkarza i minął stojącego na linii obrońcę. Radości nie było końca. Mecz nie zachwycił w stu procentach, szczególnie przez fatalną postawę liniowego wspierającego drużynę gospodarzy. Ale jak to mówią "Zwycięzców się nie sądzi" a najważniejsze jest to, że lider nadal jest nasz, przynajmniej do meczu Laktozy z Juvenią.